Witajcie. Jakiś czas temu pisałam, że bardzo chciałabym mieć psa. Prosiłam, błagałam, krzyczałam i po ponad roku zbierania informacji wreszcie próg mego domu przekroczył mały, radosny szczeniak. Moja radość jest ogromna, choć nie ukrywam, że zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dość duże wyzwanie, biorąc pod uwagę specyfikę rasy. Po piesia pojechaliśmy prawie 300 km w jedną stronę. Cała podróż minęła dobrze, mały spał na kolanach albo na legowisku jednak zawsze jakąś częścią ciała mnie dotykał. Wcale nie płakał, co mnie mocno zaskoczyło. Wabi się Maksymilian, w skrócie Maks.
Wyżeł weimarski jest dość trudną rasą, bo wymaga konsekwentnego prowadzenia. Zresztą, jak każdy inny pies ale u nich trzeba położyć nieco większy nacisk na wychowanie. Kupiłam dwie książki szkoleniowe, z których jestem bardzo zadowolona ale o tym w przyszłym poście. Maksio jest bardzo inteligentną rasą, pojmuje wszystko niezwykle szybko. W przeciągu dziesięciu minut nauczyłam go komendy "siad" a następnego dnia "daj łapkę". Teraz mały cwaniak gdy zobaczy, że przyszykowujemy jedzenie pcha się pod kolana lub nogi i namiętnie podaje łapkę. Dzisiaj wprowadzę "leżeć", a dalej "turlaj się". Maxa nauczyłam wstępnie komendy "módl się", która polega na skierowaniu głowy w dół. Podstawą tej sztuczki jest ułożenie dwóch łapek na jednym poziomie, co mój maluch już potrafi. I wyobraźcie sobie moją radość, gdy zaczął robić to, o co go prosiłam! Co prawda, za smakołyk ale nie ma nic za darmo! ;D
Noce przesypia spokojnie, co mnie bardzo cieszy, bo jako osoba ucząca się szczerze znienawidziłabym poranki zwieńczone jego śpiewem, lub co gorsza szczekaniem.